Sto lat temu zakończyła się Pierwsza Wojna Światowa. W Polsce pozostaje ona w cieniu Drugiej i w sumie w pamięci społeczeństwa nie ma wielu wydarzeń z nią związanych, poza samymi obchodami Święta Niepodległości. Nawet Józef Piłsudski kojarzony jest głównie z Cudem nad Wisłą w 1920 i z przewrotem majowym 1926, mimo iż – moim zdaniem – jego działalność w trakcie wojny jest dużo ciekawsza. Zgodnie z zapiskami Wiktora Czernowa, rosyjskiego socjalisty, w 1914, tuż przed wybuchem wojny, Piłsudski dał wykład w Towarzystwie Geograficznym w Paryżu. W jego trakcie postawił tezę, że wojna niedługo wybuchnie i aby Polska odzyskała niepodległość Niemcy i Austria muszą pokonać Rosję, a następnie obie te siły muszą zostać zwyciężone przez koalicję państw zachodnich. Ten zdawałoby się mało prawdopodobny rozwój wypadków sprawdził się w stu procentach, a działania Piłsudskiego podczas Pierwszej Wojny Światowej zdają się być podyktowane tą właśnie tezą.
Tymczasem Dmowski twierdził, że Polacy powinni trzymać stronę carskiej Rosji.
Va te faire foutre, Dmowski!
Pierwsza Wojna Światowa jest czasem postrzegana jako dużo bardziej « honorowa » od Drugiej, o ile takie słowo w ogóle pasuje do konfliktu, w którym miliony ludzi giną bez sensu. Do tej pory żywy jest mit walki pomiędzy mniej-więcej równymi, szanującymi się przeciwnikami, zgodnie z dżentelmeńskimi zasadami rodem z XIX wieku. W święta Bożego Narodzenia 1914 ogłoszono zawieszenie broni, a żołnierze wyszli z okopów i podali sobie ręce. Pojmany oficer mógł się spodziewać dobrego traktowania. Walki w powietrzu przypominały nową odsłonę dawnych rycerskich pojedynków, tym razem w wykonaniu pilotów w dwupłatowcach (Wielu żołnierzy prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu widziało samolot właśnie przyglądając się lotom zwiadowczym, kontrowanym przez lotnictwo wroga).
Zawieszenie broni z okazji Świąt Bożego Narodzenia 1914 faktycznie miało miejsce, ale był to sam początek wojny, gdy żołnierzom jeszcze wydawało się, że za kilka miesięcy wrócą do domów. Już lata 1915-1917 to przede wszystkim siedzenie w błocie w okopach, awitaminoza, samobójcze szarże na karabiny maszynowe i głupia śmierć od zakażeń i chorób, które w normalnych warunkach dałoby się łatwo wyleczyć. W sumie życie straciło 1,400,000 Francuzów, żołnierzy i cywili – dwa i pół raza więcej niż w trakcie Drugiej Wojny Światowej. Bitwy nad Sommą i pod Verdun pozostają jednymi z najbardziej krwawych w historii. Pomniki i tablice z listami zmarłych pochodzących z danego miejsca stoją chyba w każdym miasteczku: na głównym placu, lub w kościele. Co więcej, Pierwsza Wojna Światowa przeorała europejski krajobraz polityczny w dużo większym stopniu niż Druga. Upadły dawne monarchie. Środkowa i Wschodnia Europa z terenu podzielonego pomiędzy cztery imperia zamieniła się w mozaikę małych państw narodowych. Austro-Węgry i Imperium Osmańskie rozpadły się kompletnie, a w miejsce carskiej Rosji powstało pierwsze na świecie państwo komunistyczne. W wielu krajach do władzy doszli populistyczni politycy, szybko zamieniając nowo powstałe republiki w dyktatury. Zwłaszcza Niemcy, pogrążone w kryzysie, upokorzone w rozmowach pokojowych i zmuszone do płacenia reparacji wojennych, stały się doskonałym miejscem dla kariery Adolfa Hitlera i innych nazistowskich polityków, co w krótkim czasie doprowadziło do kolejnej wojny.
Mimo to dzisiaj Francja i Niemcy świętują koniec Pierwszej Wojny Światowej jako wydarzenie, które ich łączy, nie dzieli. Podczas gdy w Warszawie głównym punktem obchodów Święta Niepodległości jest marsz faszystów, w Paryżu Angela Merkel i Emmanuel Macron wspólnie składają wieńce i wspominają poległych. Wspólna historia, nawet ta tragiczna, może po latach być podstawą do zacieśniania więzów. Tego dnia chciałbym życzyć Polsce, aby potrafiła w podobny sposób spojrzeć na własne doświadczenia.
Bardzo ciekawy wpis. Wzruszające zdjęcie A. Merkel i E. Macrona. Francuzi i Niemcy wyciągnęli wnioski z Wielkiej Wojny (podoba mi się to angielskie określenie I wojny światowej) i II wojny i dorośli na tyle, żeby zdać sobie sprawę, że żadna wojna nie jest dobrem. U nas od lat niewiele się zmienia. W Polsce pomija się te bezsensowne milionowe straty (może dlatego, że te długie listy ofiar wojennych znajdują się w poniemieckich kościołach, więc to nie nasi?), które dały początek dla rozwoju chirurgii plastycznej i ogólnie pojętej medycyny, a głupkowato cieszy się z naszej niepodległości, z którą widać, co od 1918 robimy. Wydaje mi się, że Polacy mentalnie jeszcze nie dorośli, a naszym politykom nie zależy, aby kiedykolwiek dorośli. . No, ale w dorosłym trudniej zaszczepić irracjonalny lęk przed obcym i ślepą agresję. Jesteśmy – o zgrozo – na poziomie III Rzeszy w latach 30. Czytam Twoje wpisy z opóźnieniem, a wydaje się, że są ledwie z wczoraj i to przyprawia o ciarki.
J’aimeAimé par 1 personne