Telretakai netrah sommen, stena dairen los me ton.
Ideheure makahonne ktai primitte Zakerthon.
Polya? Nu zattaī verle. Posa vi, mi, teora.
Kaya tonhe, kaya nerhe, Dairalleī makatah.

To mój trzeci i ostatni jak na razie wpis o językach sztucznych. W poprzednich dwóch pisałem o tym, dlaczego uważam za stratę czasu tworzenie sztucznego języka z zamierzeniem, by posługiwały się nim miliony ludzi, oraz dlaczego lubię języki artystyczne, służące do budowy światów fantasy. W tym wpisie chciałbym przybliżyć Wam mój autorski pomysł na stworzenie języka sztucznego. Będzie to wpis trochę dłuższy niż zwykle i jeżeli nie jesteście bardzo zainteresowani tematem, może Was znudzić. (Albo możecie skończyć od razu na koniec notki, żeby dowiedzieć się, czemu na razie blog leży odłogiem).

Typowy sposób budowy sztucznego języka – gdy jesteś amatorem i sam za bardzo nie wiesz, co robisz –  to poczytać trochę o gramatyce, fonologii, morfologii, itd., a następnie wymyślić kilka nowych zasad gramatycznych, oraz kilkadziesiąt-kilkaset słów. Potem piszesz kilka stron tekstu z wykorzystaniem tych słów i patrzysz, czy Ci się podoba.

Chciałbym odwrócić ten proces do góry nogami. Co, jeżeli mógłbym najpierw napisać kawałek tekstu wymyślonymi słowami, a dopiero później nadałbym mu jakiś sens? Tekst nie musi być rymowany, ale rymy i konieczność liczenia sylab wyznaczają pewne granice, dzięki którym łatwiej utrzymać cały proces pod kontrolą.

1. Przepis

“Proces” tworzenia języka składa się z kilku powtarzających się w kółko punktów:

  1. Piszesz kilka linijek tekstu. Ale zanim do tego dojdzie, bierzesz głęboki oddech i starasz się wyobrazić sobie, jak mógłby brzmieć taki język. Czy powinien być bardziej zgrzytliwy, czy może raczej mieć dużo samogłosek. Czy słowa powinny być długie i odmieniać się na sto sposobów, czy może krótkie, a cała gramatyka będzie zawarta w ich kolejności. Takie bardzo ogólne rzeczy. A jak to już będziesz mieć gotowe, napisz kilka linijek bezsensownego tekstu. Pamiętaj o rymach, ale też o odpowiednio dużym zróżnicowaniu słów, wrzuć tu i tam jakiś przecinek, aby można było odnieść wrażenie, że jest tam jakieś zdanie złożone. Albo może znak zapytania? Albo wykrzyknik! Pomyśl też od razu, o czym z grubsza mógłby być ten poemat. Język to część kultury. Nie wystarczy tylko w nim mówić – trzeba jeszcze mieć o czym opowiadać. Czy to pieśń miłosna, czy może jakiś rubaszny wierszyk? Wielka epicka opowieść? Ocena restauracji, trzy na pięć gwiazdek? Wymyśl jedną lub dwie nazwy własne i umieść w tekście.
  2. Policz słowa i sylaby. Oceń, które to rzeczowniki, czasowniki, i tak dalej. Pomyśl, ile informacji może nieść ze sobą taki tekst: jeśli napisałeś tiki taka, raczej nie będzie to oznaczało “Litwo, ojczyzno moja, Ty jesteś jak zdrowie, ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił”. Być może Twój wymyślony język oszczędniej korzysta z sylab, ale bez przesady. A gdy to już będzie gotowe, weź kolejny oddech i napisz po polsku tekst, który przy odrobinie dobrej woli mógłby uchodzić za tłumaczenie tego wymyślonego. Nie przejmuj się dokładnym znaczeniem każdego słowa. Skup się raczej na przesłaniu.
  3. Masz więc “tekst oryginalny”, oraz “tłumaczenie”. I teraz dopiero zaczyna się harówka. Przeczytaj powoli kilkakrotnie jedno i drugie, i połącz ze sobą fragmenty, co do których możesz sobie wyobrazić, że sobie odpowiadają. Oczywiście nie chodzi o to, by jedno słowo w “oryginale” odpowiadało dokładnie jednu słowu w “tłumaczeniu”. Tłumaczenia tak nie działają. Jedno słowo “oryginału”  może zostać “przetłumaczone” na kilka słów, lub odwrotnie. Albo być może jedno ze słów oznacza tylko jakiś zabieg gramatyczny, lub abstrakcyjną koncepcję, której w ogóle nie da się przetłumaczyć. Musisz to wymyślić. Na pewno nie obejdzie się bez zmian, zarówno w “oryginale”, jak i w “tłumaczeniu”.
  4. W programowaniu takie zmiany nazywa się refaktoryzacją. Najpierw piszemy program i testujemy, czy działa (albo, w Test Driven Development, najpierw piszemy testy, a potem taki program, żeby te testy przechodziły), a gdy już działa, możemy pracować nad tym, by kod programistyczny był ładniejszy i działał jeszcze lepiej. Szczerze mówiąc, nawet jeżeli masz już doświadczenie w lingwistyce i tworzeniu języków sztucznych, to i tak zapewne z jedną czwartą słów przyjdzie Ci pozmieniać.
  5. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na koniec tego procesu będziesz mieć małą listę słówek razem z tłumaczeniem, oraz kilka bardzo szczątkowych i wybiórczych notatek na temat gramatyki. Świetnie. Wróć do punktu pierwszego. Napisz kolejnych kilka linijek, tym razem uważając, by nowy tekst mniej-więcej pasował do tego, co już masz gotowe. Z początku każda kolejna iteracja tego procesu będzie trudniejsza. Najpierw wystarczyło zapisać, co tam ślina na klawiaturę skapnęła, i wymyślić dowolne, w miarę sensowne tłumaczenie. Ale każde kolejne kilka linijek będzie musiało pasować do wcześniej już zapisanych zasad i coraz częściej w nowym tekście będą pojawiać się słowa z poprzednich iteracji. Na szczęście nic nie stoi na przeszkodzie, by w razie czego cofnąć się i zmodyfikować tekst powstały już wcześniej, tak by nowy fragment można było wpleść w już istniejący (ale wciąż ulegający zmianom) słownik i gramatykę. To wszystko Twoje dzieło. Możesz robić co chcesz.

2. Przykład 

No dobrze, czas chyba na przykład, bo inaczej się nie zrozumiemy.

Zacząłem od wyobrażenia sobie, że językiem, który tworzę, posługuje się plemię, żyjące w prehistorycznym świecie. Kultura tego plemienia łączy w sobie elementy Zulu i wedyjskich Indii. Język przypomina trochę języki indo-europejskie (idę tu troszeczkę na łatwiznę: jako, że mój rodzimy polski jest językiem indo-europejskim, będę mógł stosować znajome mi zasady gramatyczne, a i fonetyka będzie bardziej podobna). Moi bohaterowie dawno temu zostali wygnani ze swojej ojczyzny. Udali się na północ i założyli osadę u stóp gór. Nowe miejsce – zwane Deheure – jest chłodne i nieprzyjazne. W pieśniach i opowiadaniach członkowie plemienia przekazują więc z pokolenia na pokolenie legendę o dawnej, ciepłej, pięknej krainie, nazywanej Zakerthe. Osada, którą wybudowali, nosi nazwę Irralei. Te trzy słowa dają mi pewne pojęcie o melodii tego języka. A sam poemat to tak naprawdę smutna, długa opowieść o utraconym kraju. W tym tekście zajmę się tylko jego pierwszymi czterema linijkami.

2.1. Tekst oryginalny

Telretakai netre sommen, daisteri los me ton.
Deheurei makahonne dai primitte Zakerthon.
Polya? Nu zattai vere. Posa vi, mi, teorah.
Kaya tone, kaya nere, Irralei makatah.

Tak po prostu napisałem, co mi akurat przyszło do głowy, bez większego zastanowienia. Starałem się tylko pamiętać o tym, co wcześniej wymyśliłem na temat fonetyki: dużo samogłosek i proste spółgłoski.

2.2. Identyfikacja

Zdecydowałem się, również dla ułatwienia, że każdy wers powinien mieć tyle samo sylab. To oznacza, że “ai” i “ei” to dyftongi. “th” to angielskie /θ/, nie “t-h”. Może w przyszłości to zmienię, na razie jest dobrze.

Co jeszcze? Wydaje mi się, że ten język jest dość mocno fleksyjny. Telretakai netre sommen brzmi jak pełnowartościowe zdanie, z czasownikiem i dwoma rzeczownikami, mimo iż w ich okolicy brak łączników. Myślę też, że makatah to czasownik, co może oznaczać, że w tym języku czasowniki zazwyczaj trafiają na koniec zdania. Poza tym makahonne wygląda jak makatah z inną końcówką. Ale za to sommen… Powiedziałbym raczej, że netre to czasownik, a sommen trafiło na koniec, bo autor chciał podkreślić to słowo. A jeśli makatah i netre to czasowniki, to czasownikami są również vere i teorah. Nie jestem pewien co do nere, ponieważ kaya nere wygląda trochę jak pytanie o coś. Skoro “Polya?” to na pewno pytanie, kaya również może być jakimś zaimkiem pytającym.

Aha, Deheurei i Zakerthon pokazują wyraźnie dwa rodzaje końcówek rzeczowników.

Jak widać, wymyślam wszystko jak leci, ale jakoś to działa.

2.3. Tłumaczenie

Po chwili zastanowienia napisałem coś takiego:

Odeszliśmy z kraju Słońca, w chłód i noc odległego miejsca
Do Deheure przybyliśmy, roniąc łzy za Zakerthe.
Czemu? Nigdy nie zrozumiemy. Opłakujesz ty, i ja, i my wszyscy.
Jakie prawo, jakie winy, w Irralei umieściły nas.

No to teraz czas wziąć się do roboty.

 

3. Refactoring

 

Odeszliśmy z kraju Słońca

Telretakai netre sommen -> Telretakai netrah sommen

Wróciłem do makatah i zdecydowałem, że “-ah” będzie końcówką pierwszej osoby liczby mnogiej czasu przeszłego. Aby pasowało, zmieniłem w pierwszej linijce netre na netrah. “netr-” oznacza “opuścić, odejść”. Nie wymyśliłem jeszcze, jaką koncówkę będzie mieć bezokolicznik. somm oznacza “Słońce” (i wiem już, że w tym języku nie ma przedimków określonych). Czy w takim razie telretakai oznacza “kraj”? Ale jeśli tak, to skąd mamy wiedzieć, że to kraj, z którego odeszliśmy, a nie np. “do którego odeszliśmy”? Ha! Przyjąłem, że “tel-” oznacza “z” (skądś). Umieszczany jest na początku dopełnienia miejsca, a miejscownik jest taki sam jak mianownik. Tak więc, retakai = “kraj”. W mowie potocznej czasownik ląduje na końcu, bardziej naturalnie brzmiałoby więc “Telretakai sommen netrah”, ale autor chciał podkreślić, że chodzi o Słońce w starym kraju. W nowym nie jest już tak słonecznie.

w chłód i noc odległego miejsca

daisteri los me ton -> stena dairen los me ton

los me ton” poszło łatwo: “chłód i noc”. los = “chłód”, me = “i”, ton = “noc”. Ale to znaczyło, że daisteri musiałoby nieść ze sobą całe “w … odległego miejsca”. To by nie zadziałało. Podzieliłem więc to słowo na dwa, oraz dodałem sylabę. stena to przymiotnik znaczący “daleki, odległy”. dairi = “w miejscu”. Analogicznie do “tel-”, “dai-” to prefiks “w”, a ri oznacza “miejsce”. Czemu ri to takie krótkie słowo? Ponieważ w rzeczywistości jest to jednostka powierzchni. Możesz być rolnikiem i mieć pole wielkości jednego ri, a Twój sąsiad jest bogatszy i ma dwa ri pola. Kargul jeden. Poeta użył ri jako metafory, być może specjalnie używając przyziemnego oznaczenia na całą nową krainę, której wyraźnie nie lubi.

Ale jest jeszcze jeden problem: ri w “dairi” nie jest w miejscowniku (który byłby taki sam jak mianownik, zgodnie z tym, co wymyśliłem wcześniej). Tutaj ri powinno być w dopełniaczu, a więc dairen, nie dairi. W tekście można łatwo zauważyć, że wiele słów kończy się na “-i”. Zakładam, że jest to końcówka oznaczająca mianownik formy żeńskiej. A więc “-en” będzie końcówką dopełniacza formy żeńskiej. Co więcej, właśnie wymyśliłem, że z czasem w tym języku wypracowano zasadę, że rzeczowniki w formie męskiej muszą kończyć się na spółgłoskę i nie ma formy nijakiej: a więc jeśli rzeczownik kończy się na “-i” to na pewno jest to forma żeńska.

Do Deheure przybyliśmy, roniąc łzy za Zakerthe

Deheurei makahonne dai primitte Zakerthon -> Ideheure makahonne ktai primitte Zakerthon

Jak już wiem po przetłumaczeniu telretakai i dairen, jeśli chcę napisać “*do* Deheure”, powinienem dodać do tego słówka prefiks. A więc nie “Deheurei”, tylko np. “Ideheure”, gdzie “i-” oznacza “do…” (a miejscownik ma tę samą formę co mianownik). Widzę też, że “eu” będzie czytane jak “eł”, aby liczba sylab się zgadzała.

makahonne sprawia pewne problemy. Chciałbym, żeby był to ten sam czasownik, co makatah z ostatniej linijki. W takim razie niech “maka-” oznacza dosłownie “zamieszkać”, a “-honne” niech będzie końcówką pierwszej osoby liczby mnogiej czasu “imperfait”: opowiada o czymś, co trwało przez długi czas i zakończyło się w bliżej nieokreślonej przeszłości. makahonne w połączeniu z “i-” można więc przetłumaczyć jako “przybyć do … i zostać tam”.

dai powinno oznaczać “łzę” (w l. poj.: powiedzmy, że ten idiom w moim języku brzmi “upuszczać łzę”), ale dai brzmi zbyt podobnie do prefiksu “dai-”. Zmieniam na ktai, ponieważ lubię dźwięk tej zbitki spółgłosek: “kt”.

prim-” to “upuszczać” ale delikatnie, jak chmura “upuszcza” kroplę deszczu, nie jak my upuszczamy komuś cegłę na głowę. “-itte” zamienia czasownik w imiesłów przysłówkowy. A “-on” w Zakherton to końcówka celownika. Dosłownie więc “primitte Zakherton” to “upuszczać łzę [komu/czemu] Zakherte”.

Ale skoro rzeczowniki kończą się albo na spółgłoskę, albo na “-i”, to dlaczego Deheure i Zakherte kończą się na “-e”? Powiedziałbym, że są to stare słowa, nazwy własne, a ta końcówka pokazuje, jak język zmienił się w przeciągu kilkuset lat. Nazwa nowego miasta, Irralei, jest już zgodna z obecną zasadą tworzenia rzeczowników.

Czemu? Nigdy nie zrozumiemy.

Polya? Nu zattai vere. -> Polya? Nu zattaī verle.

A tu na szczęście będzie łatwo. polya = “czemu/dlaczego”. zattaī = “nigdy”. nu = “nie”. Nu zattaī = “nie nigdy”. Najwyraźniej mój język ma podwójne przeczenia 😉 Zdecydowałem się na użycie makronu nad “i », aby podkreślić, że należy to słowo czytać “zat-ta-i”, trzy sylaby, nie “zat-taj”. W ramach świata wymyślonego ten język na pewno nie będzie używał naszego alfabetu. Powstaje jednak pytanie: czy to jest zasada, że sufiks “-i” czytany jest zawsze jako osobna sylaba, nawet gdy tuż przed nim znajduje się samogłoska? Nie sądzę. Myślę, że jest to na tyle płynne, że native speakers tego języka czasem wypowiadają słowa w jeden sposób, czasem drugi. Może jest to kwestia akcentu, a może po prostu zależy to od konkretnego słowa. To pokazuje kolejną ciekawą cechę tego systemu tworzenia języków sztucznych: częściej dochodzi tu do powstawania wyjątków. W językach sztucznych zazwyczaj jest ich mało. Autorzy świadomie lub nieświadomie unikają wyjątków. Tu powstają one przy okazji, jako efekt zmagań z wydłubanym z nosa tekstem, trochę podobnie do wyjątków w zasadach rządzących językami naturalnymi, które “powstały” gdy podczas standaryzacji języka lingwiści próbowali pożenić ze sobą maniery mówienia z różnych zakątków kontinuum językowego.

verle pochodzi od rdzenia “ver-” = “rozumieć”. “-le” to końcówka czasu przyszłego pierwszej osoby liczby mnogiej. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się. że samo “-e” jest za krótkie, by być końcówką czasu przyszłego (pewnie mój francuski się odzywa). Może samo “-e” będzie końcówką bezokolicznika? Z drugiej strony, zaczyna mi już chodzić po głowie, że może ten język nie ma bezokoliczników. Też da się tak zrobić.

Opłakujesz ty, i ja, i my wszyscy.

Posa vi, mi, teorah -> Posa vi, mi, teora.

Wygląda na to, że teorah tak naprawdę nie jest czasownikiem. “Vi, mi, teora” nieźle daje radę jako wyliczanka: “ty, ja, my wszyscy”. A więc wywalam “h”, bo inaczej to słowo byłoby zbyt podobne to czasownika w pierwszej osobie liczby mnogiej czasu przeszłego. Zostaje teora.

Czasownikiem jest tu posa. Hmm, cóż, może ten język to jednak nie SOV. Ale chcę, żeby był! 🙂 Załóżmy, że fleksja umożliwia poecie na dość dowolne żonglowanie słowami, mimo iż w języku potocznym kolejność jest dużo bardziej sztywna, a za takie zabawy mógłbym w odpowiedzi usłyszeć, żebym się nie wygłupiał. Ale w poezji umieszczenie “vi, mi, teora” za czasownikiem służy podkreśleniu go.

Rdzeń “pos-” oznacza “wspominać, pamiętać”, ale kojarzy się również z opłakiwaniem zmarłego. Fakt, iż jest to tak krótkie słowo, może oznaczać, że posei (rzeczownik stworzony od “pos-”, który właśnie wymyśliłem 🙂 ) jest ważnym elementem kultury Deheure. Prawdopodobnie sam akt napisania ten pieśni to właśnie posei = wspominanie/opłakiwanie.

Końcówka “-a” oznacza czas teraźniejszy, drugą osobę liczby pojedynczej.

Jakie prawo, jakie winy, w Irralei umieściły nas.

Kaya tone, kaya nere, Irralei makatah -> Kaya tonhe, kaya nerhe, Dairalleī makatah

“-ya” to końcówka trybu pytającego. ka oznacza “ten” i razem z “-ya” daje kaya = “który?”. Podobnie polya, “dlaczego”, składało się z pol, “dlatego”, oraz pytającej końcówki “-ya”.

toni oznacza “prawo” (karne, religijne, cywilne), a “-he” to końcówka biernika. “Kaya tonhe” jest więc pytaniem: “jakim prawem?”. W przeciwieństwie do np. angielskiego, “prawo” jest tu policzalne: jedno prawo, dwa prawa, trzy prawa… i dlatego możemy o nie zapytać za pomocą kaya = “które” (z kilku).

neri trudno jest przetłumaczyć. Należy do terminologii religijnej, podobnie jak posei, i może być różnie tłumaczone, zależnie od kontekstu. Najprościej można powiedzieć, że jest to coś w rodzaju złej karmy: wynik złego uczynku sprzed lat.

dairalleī  powinno tak naprawdę mieć postać daiiralleī, “w Irraleī”. Zwróćcie uwagę, że musiałem zmienić nazwę Iralleī (i -> ī), by zachować liczbę sylab w linii. To cecha, którą odnajdujemy zarówno w TDD jak i tu, w PDC: czasem musisz się cofnąć i zmienić coś, o czym myślałaś/myślałeś, że jest już wykute w kamieniu. Nie powstrzymuj się, po prostu zrób to. Pamiętaj, że nie musisz być w 100% konsekwentna: Jeśli stara wersja słowa pochodzi z innego tekstu, już opublikowanego, możesz po prostu stwierdzić, że obie wersje dzieli trochę czasu i w tym czasie język się zmienił, albo może są to dwa różne dialekty.

makatah składa się z rdzenia “maka-” i końcówki “-ah” i oznacza “zamieszkaliśmy, znaleźliśmy dom”. Jeżeli rdzeń słowa kończy się samogłoską, a końcówka zaczyna się samogłoską, często – ale nie zawsze – połączone są one za pomocą “-t-”.

4. Końcowa wersja

Uff, nareszcie. Tekst zmienił się z:

Telretakai netre sommen, daisteri los me ton.
Deheurei makahonne dai primitte Zakerthon.
Polya? Nu zattai vere. Posa vi, mi, teorah.
Kaya tone, kaya nere, Irralei makatah.

na:

Telretakai netrah sommen, stena dairen los me ton.
Ideheure makahonne ktai primitte Zakerthon.
Polya? Nu zattaī verle. Posa vi, mi, teora.
Kaya tonhe, kaya nerhe, Dairalleī makatah.

Tłumaczenie pozostało takie samo:

Odeszliśmy z kraju Słońca, w chłód i noc odległego miejsca.
Do Deheure przybyliśmy, roniąc łzy za Zakerthe.
Czemu? Nigdy nie zrozumiemy. Opłakujesz ty, i ja, i my wszyscy.
Jakie prawo, jakie winy, w Irralei umieściły nas.

Ale mogło się zmienić! Podczas refaktoringu możemy zmieniać zarówno oryginał, jak i tłumaczenie, tak jak w TDD w programowaniu możemy zmieniać zarówno testy jak i oryginalny kod. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie było mi to potrzebne.

Cały ten proces zajął mi może półtorej godziny – dużo krócej, niż spisanie całego tego tekstu, wyjaśniającego co zrobiłem. W czasie tej krótkiej pracy wymyśliłem 25 nowych słów (nie licząc trzech nazw własnych, ale wliczając prefiksy jako osobne słowa) i żadne z tych słów to nie jest “być”, “mieć”, “cześć”, “do widzenia” i inne takie nudne słówka, od których zazwyczaj zaczyna się tworzenie sztucznego języka. Zamiast tego mam pewne pojęcie o deklinacji mianownika, dopełniacza, celownika i biernika, oraz wiem, że miejscownik wygląda tak samo jak mianownik. Z drugiej strony, na razie nie wiem nawet, czy rzeczowniki rodzaju żeńskiego odmieniają się inaczej od rzeczowników rodzaju męskiego? Coś mi mówi, że tak, ale w sumie na razie nie mam powodu, by być na tak, lub na nie. W tym celu będę potrzebował więcej przykładów. Poza tym jest też możliwe, że ten język ma więcej przypadków, niż tylko 4+1.

Co do czasowników: Mam pierwszą osobę liczby mnogiej dla czasu przyszłego, przeszłego, oraz “imperfait”, mam imiesłów przysłówkowy, oraz drugą osobę liczby pojedynczej dla czasu teraźniejszego. Nie wiem czy to jedyna klasa koniugacji, tzn. czy końcówki, jakie wymyśliłem, stosują się do wszystkich czasowników, czy tylko do jakiegoś ich podzbioru. Prawdopodobnie to drugie, bo większość naturalnych języków ma więcej niż jedną klasę koniugacji, a cały to moje kombinowanie ma na celu wymyślenie języka, który działałby jak język naturalny.
By odpowiedzieć na te pytania mogę po prostu kontynuować wymyślanie piosenki. Napiszę kolejną zwrotkę, przetłumaczę ją, i poprawię, tym razem pamiętając o zasadach, które już wymyśliłem. Gdy skończę, być może będę miał pewne odpowiedzi… ale też będę miał kilka nowych pytań. Aby na nie odpowiedzieć, będę musiał napisać trzecią zwrotkę. I tak dalej.

A poza tym, poza tymi zasadami i słówkami, mam też od razu zwrotkę pieśni, która daje mi pewien wgląd w kulturę i historię ludzi, którzy mówią tym językiem. I to jest coś, czego nie da się przecenić.

5. Podsumowanie

Pierwszą wersję powyższego tekstu napisałem w roku 2013. Później przez jakiś czas chodziła mi po głowie jego kontynuacja – zastanawiałem się, dlaczego ktoś miałby napisać pieśń opłakującą opuszczenie dawnego miejsca zamieszkania. Po kilku latach do oryginalnego pomysłu dołączyło kilka innych i w końcu zacząłem je spisywać. Obecnie jestem w połowie pisania powieści sci-fi/fantasy i to dlatego zrobiłem sobie przerwę od bloga. Powieść jest dość ambitna, a przynajmniej tak mi się przynajmniej wydaje – jak będzie naprawdę, zobaczymy. Staram się w niej umieścić dużo wątków związanych z moimi zainteresowaniami, zróżnicowanych bohaterów, nawiązania do innych książek, ale tak, żeby nie było to za bardzo oczywiste… a z drugiej strony, chciałbym, żeby nie była nudna i żeby czytelnik, który po prostu szuka w miarę łatwo czytającej się fantastyki również mógł po nią sięgnąć. Czasami czuję się jak na haju, mając w głowie cały ten wymyślony świat i sieć zależności pomiędzy wydarzeniami i bohaterami, i próbując je zmieniać i przesuwać, podczas gdy każde moje działanie pociąga za sobą konieczność zmian w wielu innych miejscach. Pisanie idzie więc powoli, ale na szczęście nie ustaje: w chwili obecnej mam jakieś 45 tysięcy słów i wygląda na to, że będę musiał napisać jeszcze drugie tyle, czyli zajmie mi to około roku. Do tego czasu raczej nie będę pisał niczego nowego na blogu. Ale nie zapominam o nim kompletnie. Wrócę, jak tylko skończę z książką.

 

7 réflexions sur “Z innej beczki (3): Poetry Driven Conlanging

  1. Właśnie szukałem takiego artykułu. Czekam na więcej. Czy znajdę gdzieś materiały do nauki twojego języka oraz twoją opowieść fantasy? Twój język mi się bardzo podoba, a znam kilka języków starożytnych. Taki trochę podobny do Sanskrytu/Palijskiego.

    Aimé par 1 personne

    1. Hej,
      Dzięki za komentarz!

      Język ma tylko szczątkową postać. Nie wymyśliłem dużo więcej niż to co opisałem w tym tekście. Potrzebny był mi przede wszystkim jako element tła do historii, którą piszę. Książka nadal się pisze. Będzie dłuższa niż początkowo myślałem – na pewno trochę ponad sto tysięcy słów, czyli ok. czterystu stron. Ale już powoli kończę taką pierwszą, ale w miarę dobrze napisaną wersję. Będzie potrzebna edycja, ale nie będzie ona polegała na napisaniu wszystkiego od nowa. A potem zacznie się szukanie wydawcy.
      Mam nadzieję, że skończę w tym roku 🙂

      J’aime

Laisser un commentaire

Ce site utilise Akismet pour réduire les indésirables. En savoir plus sur la façon dont les données de vos commentaires sont traitées.